True Blood S05

Podsumowanie sezonu będzie chaotyczne czyli takie jak emitowane odcinki. Trochę tego, trochę tamtego, nielogiczne przeskoczenie do zupełnie innego wątku czy niezwiązana z akapitem dygresja. Myślę, że taka forma najlepiej będzie pasowała do ostatniej serii True Blood. Nie znaczy to jednak, że ten sezon był słaby. Co to to nie. Przynajmniej moim zdaniem bo w sieci można znaleźć recenzje skrajne pozytywnie jak i negatywnie. W końcu ile widzów tyle opinii. Ja podszedłem do serialu jak do absurdalnej komedii i bawiłem się wyśmienicie. Jednak jeśli ktoś będzie wymagał czegoś więcej srogo się zawiedzie.

Najbardziej mi się podoba w tym sezonie, że nie ciągnął się on tak jak poprzedni. Byłe słabsze momenty i nudniejsze wątki, ale na szczęście nie bez przesady. I co najważniejsze łączyły się z główną osią fabuły. Przygody Sama nie irytowały jak ostatnio, a w ostatnim odcinku dostał swoje 5 minut, brak Jesusa jak najbardziej na plus, a Tara która od paru lat tylko irytuje w końcu dostała coś przez co ogląda się ją znakomicie. Mianowicie została wampirem! I nie jest z tego zbytnio zadowolona, przynajmniej na początku. Potem za to gdy dostaje już więcej scen z Pam tą dwójkę ogląda się cudownie. No właśnie Pam. Może nie było jej wiele, ale jak zwykle jej onlinery są powalające. Dostaliśmy nawet flashbacki z nią w roli głównej i pokazano jak stała się wampirem. Trochę to średnie, ale nich im już będzie. Ważne, że teraz daje radę. I jak zwykle nosi śmieszne ubranka (żółty dresik!). Jest po prostu Pam, a jej sceny z Ericem są wzruszające jak nigdy.

Główny wątek tego sezonu kręci się w okół Zwierzchnictwa czyli wampirzego rządu. Po wydarzeniach z finału S04 i zabiciu Nan (wciąż nie mogę im tego darować!) Bill i Eric lądują w tajnej siedzibie przywódców krwiopijców. I nie mogło zabraknąć intryg politycznych. Może nie są one jakieś wybujałe, ale przez pierwszą połowę sezonu zastanawiamy się kto zdradził i kto mówi prawdę, a dwójka naszych wampirów kombinuje jak przetrwać. Miło się ogląda tortury srebrem lub ostatni krzyk technologi ikołek z apką do iphona Tak samo miło ogląda się nowe wampiry. Najpotężniejsze, najsilniejsze ale wcale nie najmądrzejsze. Jest rumuński przywódca, biblijna Salome, dzieciak i stara babka. Jest też wielebny Newlin tym razem z kłami w znaczącej roli i wielki powrót który został zapowiedziany w cliffhangerze S04 – Rusell! Jedna z najciekawszych postaci całego serialu. I trzeba przyznać, że O’Hara znowu stanął na wysokości zadania, a w parze z Newlinem są cudowni. Albo podczas karaoke. Jest też boska Lilith, która stanie się ważną częścią w dalszej części sezonu. Dla mnie jednak ten wątek był już ciut słabszy, ale to do czego doprowadził zapowiada, że przyszła seria będzie zupełnie inna od tej. Oby bardziej skondensowana i spójna.

Co mnie zdziwiło to odsuniecie Sookie na dalszy plan. Nie oszukujmy się – było jej mało i niewiele miała do powiedzenia. W gruncie rzeczy ta seria tylko stworzyła podwaliny pod następną. Wiemy trochę nowego o jej pochodzeniu, dostała kilka wrózkowych scen, odnalazła kuzynkę i to że ściga ją kolejny wampir – Warlow. I w sumie wiemy tylko tyle. Potencjał jest żeby to rozwinąć bo Sookie to cholernie ciekawa postać. Ona również miała kilka fajnych scen tutaj, kilka niepotrzebnych przygód, ale jej wątek też zaliczam na plus. Trochę gorzej z jej bratem. Jason jak zwykle się miota od miejsca do miejsca, uprawia seks (chociaż mało go było w tym roku) i ładuje się w kolejne kłopoty. Jego zauroczenie Jessicą rozwija się i kończy w głupi sposób. Mam nadzieje, że to w co on wyewoluował w finale zostanie szybko odkręcone bo tego Jasona nie lubię. Chcę go oglądać nieporadnego, zagubionego i głupiego. I z Jessicą bo ta para świetnie do siebie pasuje. Lepiej niż Hoyt/Jessica. I na szczęście ten wątek został pięknie zakończony wzruszającą sceną. Łezki się nie uroni, ale ładnie scenarzyści wypisali Fontenberrego z serialu.

Niestety inni tak ładnie nie skończyli. Jeśli ktoś pamięta przyjaciela Terrego z finału zeszłej serii, który nieoczekiwanie się zjawił i miał sprawić kłopoty to pewnie obawiał się, że ten wątek może być zupełnie oderwany od reszty. I był. Może i dzięki niemu poznaliśmy trochę historii Terrego, przyczynę jego PTSD i ostatnich podpaleń. Pokazało się też nowe monstrum – Ifryt i nie raz będzie się miało ochotę przewinąć ten wątek, którego zakończenie jest no cóż rozczarowujące. Dobrze, że jednak doszło do niego tak szybko i wcześniej wpleciono w historię Lafayett. Lafayetta, który cierpi po stracie Jesusa, ukrywa na początku serii pewną tajemnicę, a potem już tylko występuje na uboczu. Mimo, że wciąż potrafi rozbawić nie jest już ta sama osoba jak z początków serialu. Zrobił się nudny i nie tak oryginalny jak kiedyś. Nie miałbym nic przeciwko gdyby i jego wypisano z serialu. Ba mogli by to zrobić jeszcze z kilkoma postaciami żeby nie prowadzić niepotrzebnych wątków, a skupić się tylko na wampirzym i wróżkowym. Zdecydowanie by to pomogło serii. Sam też by mógł odgrywać ważniejszą rolę i całkiem możliwe, że tak się stanie bo szykują się zmiany dla jego gatunku.

Trochę gorzej jest u wilkołaków. Alicide jest interesujący, wilki pijące v i podległe Rusellowi również. Wplątanie w to Sama i córki Luny (urocza!) tak samo. Szkoda tylko, że bez emocjonalnie to zostało poprowadzone. Niby jest walka o przywództwo w stadzie, są flashbacki z jego udziałem, ale nie czuje się tego. Wątek jest bo jest, ma się nadzieje, że w jakimś stopni egzystencja Alicda wpłynie na główne wydarzenia, ale nic z tego. Może w S06. Potencjał jest żeby odegrali większa rolę, ale to zależy w jakim dokładnie kierunku podaży następna seria.

Mimo tego całego mojego narzekania na rozciągłość i rozdmuchiwanie niektórych wątków to całkiem nieźle się bawiłem przez cały sezon i True Blood było serialem, który włączałem zaraz po pojawieniu się napisów. Wciąż jest obecny ten niepowtarzalny klimat małego miasteczka, wiochy i absurdu. Momentami jest całkiem krwawo, a wybuchające wampiry za każdym razem sprawiają, że się uśmiecham. Ścieżka dźwiękowa to dalej to klimatyczne pobrzękiwanie, a utwory na koniec jak zawsze skłaniają żeby ich jeszcze raz odsłuchać. Jeśli ktoś dobrze się bawił przy TB przez te kilka lat również i teraz nie powinien być rozczarowany. Jeśli jednak zeszły sezon go wymęczył musi się zastanowić czy ten chcę sprawdzić. Ja chciałem i się opłaciło. Nie gwarantuje, że to samo będzie u was.

OCENA 4/5